Żywieniowym guru zostać nie jest tak trudno.
Nie ma tu żadnych większych wyjątków i różnic od starej jak świat metody „dziel i rządź”. Różnica względem polityki leży chyba tylko w obszarach, w jakich te mechanizmy są wykorzystywane. Aby zostać żywieniowym guru, należy uważnie zidentyfikować coś, czym da się podzielić ludzi. A już najskuteczniej, gdy linia podziału będzie przebiegać w taki sposób, by dodatkowo budować narrację podziału na „dobrych” i „złych”. Przykłady? Bardzo proszę: węglowodany, białka, tłuszcze, zwierzęce, roślinne, eko, nie-eko, gmo, non-gmo – to wszystko stanowi doskonały materiał do dzielenia ludzi na społeczności, w których można budować rozmaite narracje, a przy okazji stanowisko lidera, czy prospektu biznesowego. W dygresje o tym, jak wątek żywienia niejednokrotnie lubi przecinać się z medycyną – wchodzić teraz nie będziemy.
Pojawia się pytanie.
Czy da się budować społeczność, może nawet odnieść jakikolwiek sukces w podjętych projektach, ale nie używać do tego niskich zagrywek i manipulacji? Pojawia się też jeszcze jeden „problem” – łatwo jest sprzedać hasła, które są sexy i zdecydowanie trudniej o popularność, gdy zamiast prostych dań pogłębiających owe podziały w stylu „my dobrzy, oni źli, to jedz, tego nie jedz”, proponujesz kąski takie jak „to zależy”, „nie ma złych i dobrych, chodzi o kontekst”, a całość serwujesz w towarzystwie niuansów, pełnych skali szarości, rzeczy, które są zmienne, nauki, która podkreśla ograniczenia i niewiedzę. Czyli robisz coś co zasadniczo te podziały zmniejsza, niuansuje, komplikuje; czyni mniej personalnym, a bardziej merytorycznym.
Jak to wygląda w keto?
Można spotkać tych, którzy oferują narrację eliminacyjną, to jest podkreślającą jakąś mniej lub bardziej nieuchwytną szkodliwość węgli oraz zbawienne właściwości przejścia na tłustą stronę mocy. Tak, to w ten sposób najszybciej buduje się ogromne zasięgi i społeczność: pokazując, że za wasze problemy ze zdrowiem odpowiadają węglowodany; że rozwiązaniem jest przejście na tłuszcz; i że wiedza, która to uzasadnia jest prosta, mechanistyczna, taka, którą można w dwóch zdaniach przekazać dalej.
Zdecydowanie mniej popularne podejście oferuje narrację integrującą, w której takie pytania jak „czy węgle są złe” albo „czy powinniśmy jeść tłuszcze czy węgle” – po prostu nie istnieją. A jeśli istnieją, to w formie przykładu obrazującego przestarzałe lub uproszczone, niefachowe, często niepraktyczne podeście do tematu. Tak, to tutaj jest „to zależy”; i nie, tutaj nie ma magicznych leków na raka i całe zło tego świata. Tutaj trudniej o szybkie i huczne widowisko; jednak to drugie podejście adresuje problemy wyrządzone przez podejście pierwsze.
Jaka jest Twoja narracja ketozy: eliminacja, czy optymalizacja?
Gdy 4 lata temu pojawiło się pierwsze wydanie „Ketozy”, zależało mi na wyraźnym podkreśleniu tego, że ketoza jako element stylu życia nie musi, a wręcz nie powinna polegać na eliminowaniu węglowodanów, ani na upraszczaniu lub pomijaniu wiedzy, która wykracza poza tematykę tłuszczu i ciał ketonowych. To nie jest tak, że ketoza stanowi odrębny od dietetyki lub biologii twór, który albo omija albo w jakiś sposób zmienia zasady funkcjonowania żywego organizmu.
Że ketoza nie powinna eliminować węgli z diety, tylko optymalizować ich podaż i wykorzystywanie przez organizm.
Ketoza nie eliminuje węgli – ona je optymalizuje.
I że aby było to możliwe, potrzebujemy jeszcze więcej wiedzy i jeszcze szerszej perspektywy. Że tak naprawdę im lepiej chcemy korzystać z keto, tym lepiej powinniśmy zrozumieć rolę węgli. Zdobyć więcej wiedzy i poszerzyć swoje horyzonty i zastosować to w praktyce. W ten sposób wejść na wyższy poziom. To, że węgle nie są niezbędne – nie oznacza, że powinniśmy je eliminować albo że będzie to optymalne. Również w keto. Narzędzia takie jak pomiary ketonów i glukozy zmieniają diametralnie swoje zastosowanie, gdy zmienia się tylko i aż podejście, dlatego często zanim przejdę do „dawania mięsa” w postaci konkretnych narzędzi, chcę mieć pewność, że obie strony rozumieją o czym (nie) jest mowa.
Lecę morsować, potem wracam do pisania książki.
Dobrej niedzieli, buźka.